Mach-E to najważniejszy Mustang w historii

Logo Facebook Logo Twitter Logo Linkedin

Na samym wstępie muszę przeprosić za drobny clickbait - Mach-E jest najważniejszy oprócz swojego pierwowzoru - w końcu gdyby nie on, to nie byłoby całej tej historii, prawda?

Zdjęcie samochodu
Strzałka wskazująca na artykuł

Kliknij, żeby wyświetlić galerię! (4 zdjęcia)

Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu

Chociaż od premiery elektrycznego wersji kultowego pony cara zdąrzyło upłynąć całkiem sporo wody w Wiśle, to  niezmiennie uważam, że takiego tekstu jak ten ciągle brakuje (cóż za skromność!). Ludzie zdążyli się podzieli na dwa obozy, które z grubsza można scharakteryzować jako mniejszych lub większych fanów elektromobilności i "prawdziwych" petrolheadów. Ci pierwsi są zachwyceni - w końcu mogą mieć MU-STA-NGA, który nie jest blachosmrodem! W dodatku jest mega praktyczny do miasta, ale czad! Jak możecie się domyśleć, ja do tej grupy nie należę. Druga grupa niechce słyszeć o elektryfikacji w samochodach w żadnej formie, a 2 litry to może mieć conajwyżej karton mleka, a nie silnik. Do tej drugiej grupy... też nie należę.

Stoję gdzieś pośrodku, uważając, że na wszystko jest czas i miejsce. Jeśli mieszkałbym w domu i byłoby mnie stać na dwa auta to niemiałbym problemu, żeby obok 911 postawić Renault Zoe do kręcenia się w koło przysłowowiego komina. Dlatego też zdradzę Wam sekret, o którym wiem od samego Henrego Forda - Mustang Mach-E jest świetnym samochodem, ale tragicznym Mustangiem. Przebierańcem, jak powiedzieliby zlośliwi. I za to go kocham. Dlaczego?

Bez w owijania bawełnę - bo dał nam Mustanga S650. Bo dał nam Dark Horse'a. Bo dał dam 5 litrowe V8 w czasach, gdy Camaro, Challanger i Charger zostały wyrzucone na śmietnik historii. To chyba całkiem mocne powody, prawda? 

Nazwa "Mustang" się sprzedaje i w Fordzie wiedzą to doskonale - nie bez powodu na próżno szukać błękitnego owalu umieszczonego gdziekolwiek na (albo w) aucie. Jednocześnie, jako firma bezlitośnie dostawała po tyłku karami za przekraczanie limitów emisji CO2 i co roku wydawała krocie na kary z tego tytulu.Perspektywy na poprawę ? Brak - w końcu normy emisji spalin są tylko coraz ostrzejsze. Rozwiązanie wydaje się być oczywiste - potrzebujemy czegoś co jak najbardziej tę emisję spalin per samochód zbije, czyli powiedzmy sobie wprost - elektryka. W najpopularniejszym nadwoziu świata, czyli SUV. I w najpopularniejszym brandingu świata, czyli Mustang. 

Zadziałało. Od momentu debiutu Mustanga Mach-E sprzedało się około 150 tysięcy sztuk - mniej więcej tyle samo co S550. Oczywiście, spalinowa wersja jest dostępna na rynku od 2015 roku i nie ma tego powiewu świeżości, który podkręca sprzedaż, ale chyba i tak całkiem nieżle jak na "przebierańca"?

Oczywiście nie jestem głupi i wiem, że debiut S650 nie ma być lekiem na złamane serca fanów klasycznej motoryzacji, a poprostu genialnym ruchem marketingowo-biznesowym. Będziesz chciał kupić V8 to... nie masz wyboru i będziesz musiał kupić Mustanga bo fizycznie nie będzie konkurencji, co spowoduje całkiem pokaźne wzrosty w słupkach sprzedażowych. Zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę i szczerze? Totalnie mnie to nie obchodzi. Dawać mi mojego Dark Horse'a i świat może się kończyć.