Toyota CH-R – (tylko) miejski samuraj?

Logo Facebook Logo Twitter Logo Linkedin

CH-R, gdy tylko pojawił się na rynku w 2016 roku wprowadził niemałe zamieszenie swoim futurystycznym wyglądem. Dzięki temu nie dość, że mówiono o nim sporo – najczęściej w skrajnych emocjach – to dodatkowo, nawet dziś wersja sprzed liftingu wygląda „świeżo”.

Zdjęcie samochodu
Strzałka wskazująca na artykuł

Kliknij, żeby wyświetlić galerię! (19 zdjęć)

Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu Zdjęcie samochodu

Ostre, cięte linie i napompowane nadkola nadają sportowego sznytu i zdecydowanie mogą się podobać. Jeszcze bardziej uwypuklają to  sztuczne wloty powietrza umieszczone na przednim zderzaku, sugerujące dodatkowe chłodzenie hamulców. Małe szyby boczne w tylnym rzędzie siedzeń,  wynikające z masywnego słupka C od razu budzą obawy, co do odpowiedniej ilości światła wpadającego do wnętrza. Obawy te, niestety się potwierdzają - to cena, którą trzeba ponieść za niecodzienny design.

Ten z kolei, jest kontynuowany wewnątrz i na tle rywali takich, jak Nissan Qashqai czy Mini Countryman wypada, odpowiednio, lepiej i dużo lepiej. Obawy może budzić całkiem spora ilość elementów konsoli środkowej wykończonej w ‘piano black’, ale w testowanym egzemplarzu, pomimo przebiegu 130 tysięcy kilometrów i 4 lat na karku jego zużycie nie rzucało się w oczy i wyglądało nad wyraz dobrze. Klasyczny obrotomierz został zastąpiony podziałką wskazującą czy nasz samochód aktualnie znajduje się w trybie odzyskiwania energii, ekonomicznym czy „wydajnościowym”. Ten ostatni de facto oznajmia nam po prostu, że używamy silnika spalinowego w większym zakresie – nie oczekujcie szalonego zastrzyku mocy, który pozwoli Wam stanąć w szranki z 911 na światłach. Kończąc wątek stylistyczny – bardzo podobają mi się… nawiewy. Mające kształt rombów lub trapezów w zależności od miejsca, są bardzo interesująco okalane przez linię, która przechodzi przez całą część kabiny z przednimi siedzeniami. Dodaje to bardzo dużo spójności i - wspomnianego już wcześniej – futurystycznego wyglądu. Fotele są ergonomiczne, a ich twardość określiłbym jako średnią – najważniejsze, że nawet w dłuższych trasach nie powodują dyskomfortu. Materiały są porządne i bardzo dobrze spasowane, jednej rzeczy jednak przeżyć nie mogę – wykonanie boczków drzwi w okolicach uchwytów z twardego plastiku woła o pomstę do nieba. Nawet amerykańskie samochody sprzed 15 lat, które nie grzeszą dbałością o wykonanie wnętrza wypadają na tym polu lepiej.

Na tylnej kanapie komfortowo zmieści się 2 dorosłych i… laptop 😉 Choć miejsca nad głowami nie brakuje, nawet dla osoby w okolicach 190cm, to w przypadku szerokości już nie jest tak dobrze. Niestety, to dalej crossover, a żeby uzyskać napompowane nadkola bez karykaturalnej szerokości nadwozia to trzeba było pójść w drugim kierunku i „wessać” je do środka. Coś za coś. Kolejną cechą charakterystyczną są okna przypominające rozmiarami te samolotowe. Celowo napisałem „cechą”, a nie „wadą”, ponieważ mi taki zabieg się podobał. Mniej światła dostającego się do środka umożliwiło komfortową pracę na laptopie, a gdybym chciał się zdrzemnąć to zdecydowanie też by mi to pomogło. Zdaje sobie jednak sprawę, że części osób może to jednak nie pasować. Wygłuszenie jest w porządku, przy prędkości 120km/h da się rozmawiać bez większych problemów. W bagażniku miejsca jest wystarczająco by pomieścić torby 4 dorosłych ludzi na weekend za miastem. Niestety nie jest ani symetryczny, ani pojemny, ale trzy kabinówki powinny wejść bez większych problemów. 

System inforozrywki niestety z perspektywy czasu trąci już myszką. Chociaż działa bez zawieszania się to jednak niska częstotliwość odświeżania ekranu powoduje, że „klatkuje” pomiędzy ekranami. Samo umiejscowienie niektórych funkcji też nie jest zbyt intuicyjne i przykładowo korektora dźwięku trzeba szukać nie w ustawieniach odtwarzacza muzyki, a „ogólnych”. Nie da się niestety całkowicie wyłączyć podświetlania tabletu. Można wyłączyć ekran (nie przerywając odtwarzania muzyki), ale dość spore przyciski po obu stronach tabletu cały czas święcą się z tą samą intensywnością. Szkoda, bo podczas jazdy w trasie, po zmroku trochę to przeszkadza i rozprasza. Testowany egzemplarz posiadał m.in asystenta pasa ruchu, kamerkę cofania czy aktywny tempomat. Wyposażenie jest zdecydowanie wystarczające, choć jeśli mam się do czegoś przyczepić to jakość audio i obrazu z kamerki cofania. Głośniki grają płasko, praktycznie bez środkowych tonów i niezbyt czysto, natomiast wspomniana kamerka rozdzielczością lekko rozczarowuje – nawet jak na rok, w którym debiutowała.

Wybór silników jest dość skromny. Możemy zdecydować się 116-konną, uturbioną jednostkę spalinową lub o 6KM mocniejszą hybrydę, która została przeniesiona wprost z Priusa. Z jednej strony sprawia to, że otrzymujemy „w komplecie” również sprawdzoną i wytrzymałą skrzynię CVT, ale z drugiej nie działa ona idealnie. Notorycznie, przy próbie dynamicznego dodania gazu baaardzo długo przeciąga obroty i silnik nieprzyjemnie wyje zanim wrzuci wyższy bieg. Kilka razy trwało to nawet koło 6-8sekund i to w sytuacji, gdy po zadaniu docelowej prędkości utrzymywałem stałe obroty, a silnik ustawiony był w tryb ‘Sport’ (do wyboru jest jeszcze ‘Economy’ i ‘Standard’). Niestety CH-R nie jest mistrzem szos, a raczej czempionem miejskiej dżungli. Daje to do zrozumienia bardzo wyraźnie nie tylko akustycznie podczas przyspieszania powyżej 80 km/h, ale również za pomocą spalania. Jadąc z prędkością autostradową, pomimo ekstremalnej płynności, trzeba liczyć się ze spalaniem rzędu 8-9 litrów. W mieście jest dużo ekonomiczniej, bo nie jest problemem zejść poniżej 6 litrów, co można uznać, za wynik co najmniej dobry.

Największym zaskoczeniem było chyba dla mnie jednak zawieszenie. Od miejskiego, modnego crossovera spodziewałem się dość sporej ilości komfortu, jednak tłumienie nierówności w swojej charakterystyce jest bliższe Fordowi Mustangowi niż Renault Megane. Pomimo wysokiej masy własnej na poziomie 1484kg, samochód prowadzi się dość lekko, a układ kierowniczy jest bardzo przyjemny. Kilogramy dają o sobie jednak znać o sobie na rondach czy ostrzejszych zakrętach skutecznie przypominając o podstawach fizyki i tłumiąc rajdowe zapędy w zarodku.

Podsumowując Toyota CH-R to samochód pełen sprzeczności – niby już paro-letni, a dalej wyglądający bardzo świeżo. Niby duży, a jednak dość kompaktowy wewnątrz. Niby oszczędny, ale w trasie już niekoniecznie. Koniec końców Toyota CHR-R wzbudziła we mnie jednak dość ciepłe uczucia i myślę, że mogę śmiało ją polecić, z zastrzeżeniem jednak, że jeśli jednak planujesz jeździć w dłuższe trasy częściej niż okazjonalnie to albo musisz się pogodzić z wyższymi paragonami na stacji benzynowej albo cieplej popatrzeć w kierunku innego modelu.